Nowa aplikacja. Ekskluzywna, niedostępna i wszyscy o niej mówią. Clubhouse dotarł do polskich odbiorców i zatacza coraz szersze kręgi już nie tylko wśród technologicznych trendsetterów. Jakie mam wnioski z pierwszych obserwacji i czy widzę tam potencjał dla badaczy i przedsiębiorców? Spisałam kilka spostrzeżeń, zapraszam do lektury.
Tylko na zaproszenie
Do Clubhouse (www.joinclubhouse.com) obecnie można się dostać tylko dzięki zaproszeniu od kogoś, kto już korzysta z aplikacji. Na dodatek aby stać się użytkownikiem, trzeba mieć iPhone’a – serwis nie ma (jeszcze) wersji na Androida. Praktycznie nie istnieje nawet strona internetowa, na której można podejrzeć z zewnątrz opisy, obietnicę wartości, nie mówiąc już o działaniu serwisu. Myślę, że twórcy znakomicie wykorzystali tu mechanizm scarcity – regułę niedostępności, która sprawdziła się już wcześniej przy starcie innych aplikacji społecznościowych – Facebooka czy (nieistniejących już) Google Plus i Grona. Utrudniony dostęp podbija subiektywną wartość aplikacji bezbłędnie uderzają w FOMO, fear of missing out czyli obawę przed przegapieniem czegoś ważnego, co może wydarzyć się bez naszego udziału.
Tylko tu i teraz
Rozmowy w pokojach Clubhouse toczą się w trybie audio. Uczestnikom głosu może udzielić gospodarz danego pokoju. Każdy może zostać gospodarzem i zaprosić innych użytkowników do dołączenia. Po zakończeniu rozmowy znika ona na zawsze. Można dyskutować w większej grupie, można podzielić się na mniejsze grupki i odłączyć do mniejszych pokoi, można w ogóle nie zabierać głosu. Cechą wyróżniającą od innych serwisów społecznościowych jest synchroniczność komunikacji. Komunikacja synchroniczna, w przeciwieństwie do asynchronicznej (na którą można odpowiedzieć w dowolnym czasie) wymusza autentyczność, zaangażowanie, obecność, uważność. To wszystko sprawia, ze kontakty nawiązane przez Clubhouse wydają się być bardziej autentyczne i rzeczywiste.
Spotkania towarzyskie na nowych-starych zasadach
Kontrastuje to z poczuciem odrealnienia jakie towarzyszy nam w ostatnich miesiącach nadmiaru komunikacji online. Jesteśmy spragnieni kontaktów, obecności choćby w niewielkim stopniu zbliżonej do tej naturalnej. Miniony rok sprawił, że chyba wszyscy jesteśmy zmęczeni asynchroniczną konsumpcją treści cyfrowych. Szukamy autentyczności i spontaniczności.
Wyobrażam sobie insighty, które mogły stać za pomysłem na Clubhouse. Ludzie spragnieni kontaktów międzyludzkich, bycia w grupie, spotkań towarzyskich, swobodnej wymiany myśli, doświadczeń, opinii. Mamy dość komunikatorów tekstowych, jesteśmy zmęczeni i przebodźcowani wideokonferencjami. Coraz częściej wyłączamy w ich trakcie kamerki, odpływamy, znikamy częściowo.
Grupowe rozmowy audio wydają się całkiem niezle wpasowywać w ten kontekst. To forma synchronicznej komunikacji jak najlepiej imitującej tę naturalną.
Raj badacza i stratega
W tym kontekście Clubhouse to doskonałe pole do obserwacji trendów i zachowań – uczestnictwo w dyskusjach audio, pogrupowanych tematycznie to przecież kopalnia informacji i inspiracji dla badaczy, socjologów, strategów. Zarówno tematycznie – są pokoje o różnych motywach przewodnich, co skłania do rozważań: jakie tematy są najpopularniejsze? O czym się rozmawia? Co najmocniej rozgrzewa dyskusje? Ale i na metapoziomie – procesów wyłaniania się liderów dyskusji i influencerów, dynamiki grup.
To całkowicie nowa kategoria informacji, potencjalnie przekładalna na różne obszary biznesowe i badawcze.
Pokoje to tez ciekawe narzędzie do realizacji grup fokusowych i paneli eksperckich, tych planowanych i tych spontanicznych – wyobrażam sobie, że przy większym nasyceniu serwisu użytkownikami łatwo będzie dotrzeć do osób o wybranych kryteriach i zainteresowaniach, aby korzystając z ich obecności „tu i teraz” i gotowości, zaprosić do udziału w takim fokusie.
Clubhouse marketing
Oczywiście jest też aspekt marketingowy – Clubhouse jako kanał komunikacji marki, budowania autorytetu ekspertów, gromadzenia społeczności. A także doskonałe miejsce do poszukiwań i interakcji z potencjalnymi i obecnymi klientami, szczególnie early adoptersami – wczesnymi użytkownikami, doskonale zorientowanymi w nowych technologiach i biznesie. Narzędzie dotarcia do odbiorców młodych, aktywnych, podążających za trendami. I tych, których do dołączenia popchnęło głównie FOMO.
Z tego względu wielu founderów uwzględni Clubhouse w swojej strategii wejścia na rynek – od badania potencjału rynkowego produktów kierowanych do tych grup do działań edukacyjnych, wizerunkowych i oczywiście samego launchu produktu.
Przyczajony badacz – gdzie są granice etyki w obserwacji użytkowników?
Nie byłabym sobą gdybym nie podniosła kwestii etycznych. Nowe narzędzia niosą konieczność ciągłego otwierania zamkniętych, jakby się mogło wydawać, debat. W tym wypadku – dyskusji o granicach etycznej obserwacji, w kontekście poinformowanej zgody uczestnika badania na gromadzenie danych. O tym, że prowadząc badania jesteśmy zobowiązani poinformować o tym uczestników – wiadomo. Gdzie zatem leży granica swobodnej obserwacji wypowiedzi odbiorców w mediach społecznościowych? Czy i kiedy informować uczestników o tym, że ich wypowiedzi pomagają nam lepiej zrozumieć istotę rzeczy – sposób korzystania z aplikacji, spojrzenie na jakieś zagadnienie, doświadczenia z produktem, zainteresowania?
Przecież czytając grupowe dyskusje na Facebooku i wnioskując z nich np. o potrzebach naszej grupy odbiorców nie zostawiamy im komentarza, że oto ich wypowiedzi zostały uwzględnione w naszym Desk Researchu. Czy synchroniczna komunikacja audio rządzi się innymi prawami? Jak to rozstrzygnąć? Zapraszam do dyskusji! Ja natomiast Clubhouse’owi będę się przyglądać. Trochę z boku, trochę z nieśmiałością ale i wielką uważnością zaintrygowanego badacza-obserwatora trendów. Ciekawa to będzie przygoda!